Onieśmielony ogromem bogactwa wnętrz zamku gospodarza stał jak wryty Polak. Rozdziawiał coraz to bardziej gębę tak, że w jego gębie byłby w stanie bez większych problemów zacumować potężny ceppelin.
Czekał tak ponad godzinę oglądając obrazy na ścianach, których nie rozumiał. Patrzył na jakieś odległe czasy w których ludzie żyli dostatnio i radośnie. Nad każdym z takich obrazów znajdowały się wygrawerowane smukłymi cyframi nieznajome daty. Przejmująca cisza wzmagała wrażenie doniosłości wizytowanego miejsca.
Wtedy dwuskrzydłowe, pozłacane, zdobione tajemniczymi znakami wrota nieznacznie uchyliły się wyrywając Polaka z zadumy. Jakiś głos twardym tonem oznajmił: “Oto idzie twój życzliwy przyjaciel!”
Życzliwy wskazał nieznacznym gestem niewysoki, dębowy stołek stojący przy długim, suto zastawionym stole. Polak z już zamkniętą jadaczką ale też wielkimi z uwielbienia ślepiami zajął wyznaczone miejsce.
- Częstuj się – z uśmiechem zagaił myśliwy zajmując miejsce w fotelu umiejscowionym naprzeciwko. – Jesteś teraz z nami, jesteś u nas, my Ci pomożemy.
Polak chwycił soczystą, wypieczoną jagnięcinę z pierwszego najbliższego świecącego talerza i zaczął łapczywie jeść. Szybko się zreflektował, że przecież przy tak zacnym gospodarzu powinien zachować wstrzemięźliwość. Ujął tedy świeżo nalaną czerwonym winę lampkę, upił nieco, zakaszlał i wypluł na podłogę.
- Cieszę się, że nasze trunki są Ci drogie – mrugnął – wyglądasz na zmęczonego. Posilaj się do woli. – Życzliwy nałożył sobie na talerz odrobinę kawioru i jął obserwować ucztującego Polaka.
Gdy Polak siedział już z sosem na twarzy, obejmując swój wypchany brzuch i nawołując kolejnej butelki wina, życzliwy podjął temat.
- Słuchaj mnie. Lubisz ty pracować?
Polak zdecydowanie zaprzeczył.
- Lubisz ty dobrze zjeść? – Kontynuował życzliwy.
Polak z błogością spojrzał na nie opróżnione jeszcze półmiski i pokiwał głową twierdząco.
- A lubisz ty mnie? – Ciągnął życzliwy, skromnie spoglądając na swój pierścień.
- Lubię! – Z nieskłamanym entuzjazmem Polak niemal podskoczył na stołku.
- Bo wiesz przecież, że mi się dobrze powodzi. Mam fabryki, folwarki, pełne zwierzyny lasy, piękne góry i rozliczne interesy. Mam też dużo pieniędzy. Mogę się z tobą podzielić.
- Ale jak to? Tak za nic? Za darmo? – Polał podejrzliwie łypnął okiem, wino ściekało mu po podbródku.
Życzliwy lekko uniósł krzaczastą brew. – Powiedzmy, że się musisz z tych pieniędzy rozliczyć. Żeby było wszystko w porządku. Teraz nie będziesz musiał nic robić, ani pracować. Rozliczysz się tylko.
- Brzmi sprawiedliwie! – Polak wsadził sobie w usta kolejną porcję pieczonego, aromatycznego mięsa.
- Jedz, jedz. Mamy tego dużo. Wy nie musicie. Jedz, jedz.
Życzliwy wstał od stołu i nie żegnając się zniknął za wielkimi wrotami komnaty.